Conan Barbarzyńca był postacią wielce uwielbianą przez publikę. Określany jako wielki bohater, zdobywca i wódz wojenny. Król który podbijał i umacniał znaczenie swojego Państwa w świecie. A tak naprawdę, jak to bohater, był tylko złodziejem i mordercą. Do tego wcale nie był takim wielkim herosem za jakiego się go uważa. Bogom krzywdy za wielkiej nie wyrządził.
W odległej przeszłości był Mazda, Mazda ukradł ogień bogom, a Ci za karę go przykuli do skały. Znajoma opowieść? No pewnie, ale ludzie bogom w dobrze nam znamy micie ognia nie oddali. Za to jest jeden prawy bohater, który stwierdził, że kradzież jakiej dopuścił się wątpliwie ubóstwiany przez ludzi złodziej ognia, trzeba naprawić. Cohen wraz ze swoją Ordą postanowił ogień bogom odnieść, oczywiście naliczając przy tym spory procent w ramach zadośćuczynienia. Krótko mówić wyprawa miała na celu odniesienie beczki z tak wybuchową mieszanką, że cała siedziba bogów na zawsze miała przestać istnieć. Jednakowoż, w Ankh-Morpork, lord Vetinari nie miał zamiaru pozwolić zniszczyć Cohenowi Barbarzyńcy całego Dysku tylko dlatego, że ten chciał wyrównać warunki z wszechmocnymi. I tak dochodzimy do historii opisanej w „Ostatni bohaterze”. Jak to u Pratchetta, absurd goni absurd, a żarty sytuacyjne rozkładają czytelnika na łopatki. Na dodatek mamy do czynienia z Rincewindem, czyli wiadomo już, że akcja ratowania świata nie będzie ani prosta, ani przemyślana, ani mądra, ale na pewno będzie panika.
„Ostatni bohater” nie jest normalną książką ze Świata Dysku. Jest to powieść ilustrowana, tekstu w niej niewiele, może to historia na miarę „Eryka”, ale obrazy przedstawione w wydaniu nadają historii niezwykłości. Przepiękne ilustracje wykonane przez Paula Kidbi’ego, nie dość, że fantastycznie wpasowują się w samą powieść to jeszcze oddają ducha całej serii. Niektóre z przedstawionych postaci są jak żywcem wyjęte z wyobraźni czytelnika, to pewnie też zaleta Pratchetta, że tak jest opisywał w poprzednich swoich książkach, a wiele chciałoby się mieć w formie obrazów porozwieszanych po cały mieszkaniu.
Powieść nie jest jakimś wybitnym dziełem Pratchetta, powiedziałby nawet, że w całej serii jest bardzo przeciętna. Fabuła jest nieskomplikowana, krótka. Nagromadzenie humoru, żartów sytuacyjnych czy też pratchettowego tłumaczenia otaczającego nas świata jest bardzo okrojone. Czyli sam w sobie utwór jest przeciętny, ale dochodzimy do tego, że nie jest to tylko powieść, a powieść graficzna. Ilustracje nie są dodatkiem w tym wypadku lecz nieodłącznym elementem książki. Wyszło to świetnie, przyjemność z lektury oraz oglądania ilustracji jest niesamowita. Uważam, że każdy szanujący się fan Świata Dysku nie tylko powinien zapoznać się z „Ostatnim bohaterem”, powinien mieć go na półce i wracać do niego bardzo często. Oglądać, rozkoszować się obrazami przedstawiającymi miejsca, postaci, sceny z książki. Jest to rzecz godna polecenia wszystkim fanom Terry’ego Pratchetta.
Dodaj komentarz